vege wesele w Starej Oranżerii
Cóż to było za miejsce! Zachwycające i wciągające jak dobra książka. Stara Oranżeria, bo o niej mowa to nasze odkrycie ubiegłego sezonu, a wszystko za sprawą Natalii i Janka, którzy napisali do nas i zaprosili na jeden dzień do swojego życia.
To miejsce wzbudza uczucia, których nie da się opisać słowami! Nadgryziona zębem czasu szklarnia, inspirująca do działania i szalenie fotogeniczna. To miejsce z historią i niesamowitymi właścicielami, pełne ciepłej atmosfery i detali, które tworzą całość… Jak tylko zamykasz drzwi samochodu, to czujesz się jak w krainie czarów. „Motyw przewodni to dzika łąka. Ma być naturalnie, boho, ale kolorowo i w płaskich butach.” – napisała do nas Natalia w pierwszej wiadomości i w tych kliku słowach określiła dokładnie to co się działo.
Stara Oranżeria to miejsce pełne życia i naturalnej energii – kolorowe rośliny, fruwające motyle i bzyczące owady, a w szklarni… prawdziwa magia! Szklana, delikatna konstrukcja w podeszłym wieku, porośnięta zielenią robi wrażenie, a pomiędzy tym wszystkim stoły i krzesła wyglądają jakby same chyba nie wierzyły, że znalazły się właśnie tu. Wszystko to tworzy cudowną, choć trochę irracjonalną atmosferę i przyznam szczerze, że nie dziwie się Natalii i Jankowi, że zakochali się w tej przestrzeni od pierwszego wejrzenia. Gdyby nie to, że sami jesteśmy już po ślubie to chyba też zdecydowalibyśmy się na wesele w Starej Oranżerii.
Wesele w szklarni.
Jeśli szukacie nietypowego, alternatywnego miejsca na swój ślub i wesele to zerknijcie koniecznie do Starej Oranżerii, bo szklarnia nadaje się do tego doskonale. Przestrzeń jest ogromna, a światło które wpada przez przeszklenia jest po prostu zjawiskowe i niepowtarzalne. Mimo, że szklarnia na pierwszy rzut oka wydaje się surowa i industrialna to ma w sobie całe mnóstwo ciepła. Wszystko za sprawą roślin, cegły i starych drewnianych elementów. Po zachodzie słońca, szklarnia zamienia się w krainę czarów pełną blasku świec i ciepłych girland świetlnych.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, pośrodku dziedzińca z kamienną fontanną grali już muzycy, który przygotowywali się do tego co ma wydarzyć się za chwilę, a Natalia i Janek na dużym luzie witali swoich bliskich. Nie było fryzjera, ani pań od make up’u, nie było żadnych usztywniających tradycji. Byli oni, lemoniada, dużo serdeczności i wegańskie przekąski!
Wegańskie wesele.
I tu zatrzymamy się na chwilę, bo musimy Wam powiedzieć, że wesele Natalii i Janka było pierwszym 100% wegańskim weselem na jakim byliśmy! I mimo, że sami weganami nie jesteśmy to byliśmy tym faktem zachwyceni. Zarówno my jak i goście mogliśmy spróbować nowych smaków i niestandardowych dań – to była prawdziwa uczta dla zmysłów. Bardzo lubimy kiedy nasze pary tworzą wydarzenia, które są w 100% zgodne z ich przekonaniami i codziennym życiem. Nic nie jest udawane, a w powietrzu czuć słuszność decyzji. Wtedy wszystko wydaje się być jeszcze bardziej zgodne z prawdą. Bardzo cenimy i polecamy Wam takie myślenie i kierowanie się swoim sercem w trakcie organizacji ślubu. Pisaliśmy już o tym w naszym artykule o slow wedding czy we wpisie Eweliny i Zbyszka.
Ślub w plenerze
Wróćmy jednak do Oranżerii! Jak się pewnie domyślacie przysięgę Natalia i Janek składali sobie w plenerze. Nieopodal szklarni, jest maleńka wiata, która idealnie nadaje się na taką ceremonię. Było naturalnie, dokładnie tak jak pisała Natalia. I nie chodzi mi tu tylko o otoczenie, ale przede wszystkim o naturalne wybuchy radości i nieskrępowane wzruszenia. Natalia wyglądała przepięknie. Miała na sobie leciutką sukienkę z koronkowym topem, która nie odebrała jej naturalnego uroku i płaskie buty (!). Janek, to chłopak o niesamowitej energii, zarażającym uśmiechu i w charakterystycznych okularach. Są niesamowici i pasują do siebie jak chabry do maków 😊
Goście byli oczarowani Starą Oranżerią i otwierali oczy ze zdumienia, że w tak niedalekiej odległości od Warszawy można znaleźć takie naturalne perełki. Początek imprezy przebiegał w rytmie slow, na trawie i w słońcu, na leniwych rozmowach pośród kwiatów i kolorowych krzeseł. Stopniowo, wraz z zachodzącym słońcem i zupełnie odwrotnie do temperatury, atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca, tak by po zmroku wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Zobaczcie sami!
Natalio, Janku, było najlepiej na świecie!